Bałagan, jaki zostawisz, C. Montero

Nie mam ostatnio szczęścia do książek, a moja czytelnicza intuicja postanowiła wziąć sobie wolne, z którego nie spieszy się wracać. Wszystko po co sięgam jest takie sobie, bez polotu, bez nadziei na większe przywiązanie do autorów. Postanowiłam obrać nową taktykę i wrócić do gatunków, po które albo nie sięgałam od dawna, albo do tej pory nie było nam po drodze. Nawet nie wiem czy to dobry plan. Na razie jest tak sobie, bez polotu, bez nadziei na większe przywiązanie do autorów.


Tym razem nie wybrałam się na zakupy w poszukiwaniu nieodkrytych przeze mnie zakamarków literatury. Wyglądało to mniej więcej tak: podeszłam do moich własnych przepełnionych półek, skończyłam na kolanach przeglądając wszystkie impulsywnie kupione książki, które zazwyczaj kończą zakopane pod innymi impulsywnie kupionymi książkami, 'Bałagan, jaki zostawisz' wpadł mi w ręce, pomyślałam 'czemu nie? kiedyś muszę to przeczytać', i to właśnie zrobiłam..

Raquel razem z mężem przenoszą się do jego rodzinnego miasteczka, gdzie nasza główna bohaterka ma przejąć tymczasową posadę nauczycielki. Dopiero na miejscu okazuję się, że Viruca, kobieta, którą ma zastąpić, popełniła samobójstwo. Taka jest przynajmniej oficjalna wersja, w którą nie każdy wierzy, ale niewielu mówi o tym głośno. Jak możecie się domyślić, mają miejsce pewne zdarzenia, które popychają Raquel do poznania prawdy.. pozostaje tylko pytanie: czy prawda jest inna od przedstawionej wersji wydarzeń czy to tylko pobożne życzenie?

Im dalej w las, tym ciemniej. To moja pierwsza myśl po przeczytaniu tej książki. Co kilka rozdziałów pojawia się osoba, której główna bohaterka może, a później jednak nie może, ufać.. znamy te zabiegi lepiej niż dobrze, wiemy, że to podpucha, przestaliśmy się na nie nabierać już jakiś czas temu. Dlatego moje serce nie drgało zniecierpliwione kiedy serwowano kolejne 'szokujące' fakty, przede wszystkim dlatego, że już to przerabialiśmy. Nie raz. Nie dwa. Nie trzy. W pewnym momencie każdy wydaje się być winny, i mimo, że powinniśmy obgryzać paznokcie z nerwów, nie robimy tego, bo wiemy, że jak każdy jest winny, to pewnie nikt nie jest. Te same zabiegi wsadzone w inne tło, z zakończeniem satysfakcjonującym na tyle, żeby nie rzucać książka po pokoju, jednocześnie satysfakcjonującym niewystarczająco żeby pamiętać o historii miesiąc po jej zakończeniu. Ha, właściwie wszystko co miałam do powiedzenia upchnęłam w ten jeden akapit. 

Może jednak nie wszystko. Porozmawiajmy przez chwilę o dialogach, które trudno nazwać idealnymi. Trudno je również nazwać dobrymi, jeśli chodzi o ścisłość. Bywały nawet momenty kiedy dialogi brzmiały jak monologi, co boli mnie bardziej niż powinno. Sztuka tworzenia rozmów jest umiejętnością trudniejszą niż mogłoby się to wydawać, kto próbował choć raz napisać swoją powieść, ten przekonał się o tym na własnej skórze i po prostu wie. Dialogi nie powinny brzmieć sztucznie, nie powinny brzmieć jak zlepek słów płynący od jednej osoby (w tym wypadku autora), nawet jeśli dokładnie tym są. Kiedy zaczynam się śmiać, nie dlatego, że książka jest śmieszna, ale dlatego, że rozmowy między bohaterami stają się absurdalnie złe, to włącza mi się czerwone światło upierdliwości. I tak, będę się czepiać, tylko po to żeby później okazać zrozumienie. Bo o ile czasami mnie to drażniło, czasami bawiło, czasami tylko przewracałam oczami, o tyle rozumiem, że dialogi często są dla autorów mniej istotne niż sama historia (nawet jeśli są jej nieodłączną częścią). Rozumiem, ale nie muszę się z tym zgadzać. Istnieje również prawdopodobieństwo, że to wina tłumaczenia, ale w ten temat wolę się nie zagłębiać.. 

Trochę ponarzekałam, więc pora na światełko w tunelu. Pewnie będziecie zaskoczeni kolejnym stwierdzeniem, biorąc pod uwagę potok słów wylany powyżej.. 'Bałagan, jaki zostawisz' to książka na dobrym poziomie. Czyta się ją szybko. Historia jest wciągająca na tyle na ile może być wciągająca historia, w której udajemy, że niczego się nie spodziewamy, kiedy tak naprawdę spodziewamy się wszystkiego. W trakcie jej czytania pomyślałam, że ktoś mógłby zrobić na jej podstawie serial.. okazało się, że nie byłam jedyną osobą, której ta myśl zaświtała w głowie. Bo widzicie, zdarzają się historie, które na ekranie sprzedadzą się lepiej niż na papierze, i to jedna z nich. Wiem, szokujące, nie powinnam takich rzeczy mówić na głos. I ja nazywam siebie czytelnikiem? Tak. Czytelnikiem, który wie, że bohaterowie bez polotu mogą dostać nowe życie w postaci utalentowanych aktorów. Czasami powieść potrafi obronić się sama, bez dobrych dialogów, bez psychologicznie dopracowanych bohaterów, bez zakończenia zrywającego czapki z głów.. ta się nie obroniła na piątkę z plusem, ale czytało się ją dobrze, a i bawiłam się nie najgorzej. Czasami dokładnie tego potrzebujemy od literatury: rozrywki, przy której będziemy bawić się nie najgorzej. 

***
Tytuł: Bałagan, jaki zostawisz
Tytuł oryginalny: El Desorden Que Dejas  
Autor: Carlos Montero
Przekład: Marta Jordan
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 525
Moja ocena: 6/10 (mogę dorzucić + za nieowijanie w bawełnę) 
***

Komentarze

Popularne posty