The hating game or the game we hate?
Romans, romansowi równy. Szukam, grzebię, słucham recenzji.. kończę zawsze tak samo. Zazwyczaj tak samo - mniejszym, większym, bądź spektakularnym fiaskiem. Tym razem, przekorna w swojej głupocie, ufna jak zawsze, sięgnęłam po książkę, na którą spływały zagraniczne ochy i achy. Polskich nie znalazłam, pomimo chwytliwego tytułu 'Wredne igraszki'. Prawdopodobnie nie kopałam wystarczająco głęboko. Prawdopodobnie nie miałam na to ochoty. Ach, no tak.. powinnam wspomnieć, że wciągnęłam w tę misję moją siostrę. Ups.
Tytuły i recenzje bywają mylne, czasami do tego stopnia, że po pięćdziesięciu stronach sprawdzamy czy na pewno kupiliśmy odpowiednią książkę. Wspomnijmy też o oczekiwaniach, cichych głosach z tyłu głowy, które dają nadzieję, napędzają ekscytację, sprawiają, że sięgamy po lekturę, tylko po to żeby rzeczywistość im nie sprostała. Mylny tytuł i mylne oczekiwania, idealny przepis na katastrofę czytelniczą.
The Hating Game to książka, w której tytułowego hejtu jest niewiele. Sprowadza się on raczej do kilku docinek drażniących oczy czytelnika, wyolbrzymionych przez główną bohaterkę, w której głowie (chcąc, nie chcąc) się znajdujemy. A nawet to, tych kilka zaczepek słownych, zostaje nam zabranych bardzo szybko. Za szybko. Dynamika związku głównych bohaterów zmienia się z 'nienawidzę cię' przez 'pocałuję cię w windzie' do 'nie rozumiem o co mu chodzi (spoiler: zawsze chodzi o miłość, to romans, ba)' w przeciągu 50-100 stron? Koleiny spoiler: później jest tylko z górki, aż ma się ochotę kogoś z niej zrzucić. W tym konkretnym przypadku polecieć powinna zdecydowanie nasza mała, drobna, filigranowa Lucy.. zaraz, czy ona nazywała się Lucy? Nieistotne.
A skoro już skupiliśmy naszą uwagę na małej Lucy (jej 'hejt partner' nazywa ją shortcake, słodko, meh.).. autorka przypomina nam o jej wzroście średnio co trzy strony. Opisuje też Lucy wybory ubraniowe, podkreślając jak niska jest. Wspomina (wiele razy) o jej 'dziwnej' obsesji na punkcie smerfów, wspominając jak niska jest. Napomyka (wiele, wiele razy) o wzroście ludzi otaczających Lucy, wspominając jak niska jest sama Lucy. Lucy nie może nawet spokojnie zachorować, żeby jej wzrost nie został wspomniany. Ciężkie jest życie naszej Lucy, nikt poza nią nigdy nie był tak niski, tak drobny, tak podobny do pewnych niebieskich stworzeń z pewnej bajki.. oczywiście jej hejt partner, Joshua, to Człowiek Bóg, o wzroście Człowieka Boga, postawie Człowieka Boga i wielu innych rzeczach Człowieka Boga. Jeżeli czujecie smród aplikacji zwanej Wattpad na kilometr, nie mylicie się. Czasami wręcz nim cuchnie.
Uff. Co z głowy to z serca.
Teraz przez chwilę o tych dobrych stronach, nie mamy przecież serc z kamienia..
Przedstawiam wam romans przyzwoity, który czyta się ekspresowo (w oryginale). Narracja jest... w porządku? Zostawimy to określenie z powodu braku lepszego, bardziej pasującego. Sam pomysł na historię, przerobiony setki razy, nie najgorszy. Czasami nawet te serca nie z kamienia zabiły szybciej, co prawda chwilę później wywróciły oczami, ale liczy się. I może nawet scena w windzie nie była taka zła, może podnoszenie małej Lucy na środku ulicy wzbudziło w nas nutę zazdrości.. a może nie. Wiele sprzecznych uczuć. A może próbuję sobie wmówić, że moje serce polubiło się z kilkoma stronami, tylko dlatego, że głowa tego chciała.
Tylko dlatego, że po pierwszych pięciu stronach głowa pomyślała: och, to naprawdę dobrze napisana książka..
.. głowa bardzo się myliła..
.. ups.
Zastanawiam się czy zaakceptowanie faktu mówiącego 'romanse nie są dla Pauliny' nie byłoby dla mnie zdrowsze. Prawdopodobnie. Głosik z głowy mówi jednak 'powinnaś jeszcze spróbować'. Dam szansę kilku innym tytułom. Postaram się nie skoczyć z okna.
Ostatnie zdanie brzmi jak plan.
Zrzucimy z niego małą Lucy i jej niedomyślność.
Komentarze
Prześlij komentarz